W styczniu zachciało
mi się nowego podkładu, udałam się więc do Douglasa pooglądałam potestowałam. W
końcu (pod wpływem tamtejszej
kosmetyczki) postanowiłam wypróbować CLINIQUE
redness solutions. Podkład został nałożony na moją twarz w najjaśniejszym
odcieniu (01 calming alabaster), poprzeglądałam się w zwierciadełku, pokręciłam
noskiem, bo wydawał mi się ciut za ciemny i ruszyłam w miasto. Początkowo wykorzystywałam każdą okazję, żeby
obejrzeć jak ta maziajka się sprawuje, ale w natłoku szybko o całej
sprawie zapomniałam.
Do domu wróciłam po ok.
7 godz. od nałożenia kosmetyku i…
WOW!!
Naprawdę zrobił na
mnie spore wrażenie, nadal się trzymał jako tako twarzy co już było dla mnie szokiem, a do
tego cera wyglądała w miarę świeżo. Nie miałam pudru a nie świeciłam się jak pastowana posadzka, co
po całym dniu mam zwykle zagwarantowane.
Następnego dnia
poleciałam go kupić! Bagatela 135zł. Zwykle płaczę rzewnie jak mam tyle wydać na pojedynczą rzecz ale tym
razem czułam, że to jest właśnie TO!
CO I JAK:
-podkład CLINIQUE
redness solutions liczy sobie 30ml
-na pudełku jest
napisana następująca fraza: podkład natychmiast zmniejsza widoczność
zaczerwienień i poprawia koloryt skóry. Jak napisali tak, moim zdaniem, robi.
-ma filtr
przeciwsłoneczny SPF 15
-cena to 135 zł za co
duże buuuu
-krycie: średnie,
można je stopniować jednak tu szalu nie ma
-konsystencja: podkład
jest lejący, wodnisty ale nie spływa i przyjemnie się go aplikuje. Wspomniałam,
że wydał mi się za ciemny jednak po paru chwilach pięknie stapia się ze skórą
-opakowanie to
śliczna zielona buteleczka ze srebrną nakrętką. Jest nieprzeźroczyste przez co
nie widać zużycia, mi to nie przeszkadza, przez to wygląda schludniej. Aplikuje
się przez niewielki dziubek, konsystencja produktu sprawia, że jest to
praktyczne i dobrze funkcjonuje
-trwałość baaardzo dobra,
spokojnie wytrzyma 6 godzin a nawet dłużej, schodzi równomiernie, nawet moje
tendencje do dotykania twarzy, zwłaszcza brody specjalnie mu nie szkodzą
SKŁAD:
Podkład zdecydowanie przypadł mi do gustu i
ufam mu na tyle, że stosuje go w sytuacjach, kiedy muszę wyglądać dobrze przez
wiele godzin. Na co dzień trochę mi go szkoda ;) Cena robi swoje.
Czy kupię go
ponownie? Ech no właśnie, muszę się z tym przespać, przetrawić i kto wie.
Pozdrawiam was jak
zawsze cieplutko i życzę miłego tygodnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz